Opinie wypowiadane przez czołowych przedstawicieli emigracji interesowały oczywiście peerelowskich przywódców. Pracowicie, więc zbierali je dla nich funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Tak było również w przypadku Czesława Miłosza, laureata literackiej Nagrody Nobla w 1980 r., a dla komunistów – zdrajcy.
Oczywiście interesował się sprawami polskimi, choć podczas wizyty w kraju w czerwcu 1981 r., podczas tzw. solidarnościowego karnawału, wyraźnie dystansował się od zdarzeń w ojczyźnie. Nie chciał się nawet na ich temat wypowiadać, jednak – jak się okazuje – do czasu.
Bo – co warto w tym miejscu przypomnieć – po II wojnie światowej pracował on w służbie dyplomatycznej Polski Ludowej w USA (jako attaché kulturalny) i Francji (na stanowisku I sekretarza ambasady PRL w Paryżu).
Do czasu jednak – 1 lutego 1951 r. udał się do siedziby „Kultury” w Maisons-Laffitte, prosząc władze francuskie o azyl polityczny. Od tego czasu tworzył na emigracji, m.in. demaskując oblicze polskiego komunizmu. Oczywiście interesował się sprawami polskimi, choć podczas wizyty w kraju w czerwcu 1981 r., podczas tzw. solidarnościowego karnawału, wyraźnie dystansował się od zdarzeń w ojczyźnie. Nie chciał się nawet na ich temat wypowiadać, jednak – jak się okazuje – do czasu.
Ważne i wiarygodne
Opinie Miłosza na temat Okrągłego Stołu znamy na podstawie dokumentacji Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Dane o nich znalazły się w załączniku do „Informacji Dziennej MSW” z dnia 4 października 1988 r.
Opinie Czesława Miłosza mogą dzisiaj zaskakiwać, niektórych wręcz szokować. Delikatnie rzecz ujmując nie był on – przynajmniej na początku października 1988 r. – entuzjastycznie nastawiony wobec poczynań tej części opozycji, która była skłonna rozmawiać z komunistami.
Niestety nie wiadomo, co było ich podstawą, w jaki sposób informacje na ten temat zdobyła Służba Bezpieczeństwa i na ile są one reprezentatywne dla poglądów noblisty z tego okresu.
Nie ulega jednak wątpliwości, że przy Rakowieckiej uznano je za na tyle ważne oraz wiarygodne, aby przekazać je kilkudziesięciu (czterdziestu) najważniejszym osobom w państwie, na czele z I sekretarzem Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej Wojciechem Jaruzelskim.
Opinie Czesława Miłosza mogą dzisiaj zaskakiwać, niektórych wręcz szokować. Delikatnie rzecz ujmując, nie był on – przynajmniej na początku października 1988 r. – entuzjastycznie nastawiony wobec poczynań tej części opozycji, która była skłonna rozmawiać z komunistami. Jak stwierdzano we wspomnianym dokumencie:
„wypowiadając na temat ostatnich wydarzeń w kraju wyraził przypuszczenie, że Lech Wałęsa zdecydował się na dialog z przedstawicielami kierownictwa partyjno-rządowego PRL za namową swych doradców, którzy »metodami agenturalnymi zostali przez Służbę Bezpieczeństwa pozyskani do realizacji planu rozbicia opozycji w kraju«”.
Noblista wyrażał przy tym obawę, że:
„w efekcie podjęcia rozmów władze zyskały czas niezbędny na przegrupowanie i konsolidację swojego aparatu”,
co z kolei miało skutkować:
„wypracowaniem strategii walki z ugrupowaniami opozycyjnymi”.
Miał też twierdzić, że rzekomo „wysunięcie idei” Okrągłego Stołu pozwoliło rządzącym:
„uzyskać poparcie znacznej części »zdezorientowanej« klasy robotniczej oraz środowisk inteligenckich”.
Iluzja rozmów?
Czesław Miłosz przewidywał, że same rozmowy Okrągłego Stołu:
„stanowić będą pozorowany dialog polityczny, którego celem nadrzędnym nie jest realizacja gruntownych reform w życiu społeczno-gospodarczym Polski, a jedynie rozładowanie napięć strajkowych i spowodowanie rozłamu wśród opozycji”.
Jego zdaniem zresztą Wałęsa:
„popełnił poważny błąd, godząc się na przerwanie strajków i przystąpienie do rozmów”,
gdyż nie uzyskał „żadnych gwarancji”, że NSZZ „Solidarność” zostanie ponownie zarejestrowana. Pesymistycznie zresztą oceniał przyszłość samej „Solidarności”. Uważał, że nie ma ona:
„obecnie szans odrodzenia się, jako masowy ruch polityczny”.
I z tego powodu twierdził, że:
„główny ciężar walki przeciwko komunistycznej władzy w Polsce”
przejmą
„stosunkowo nieliczne, lecz dobrze zorganizowane grupy radykałów opozycyjnych”.
W tym kontekście wskazywał głównie na Solidarność Walczącą:
„działającą w środowiskach młodzieży robotniczej i akademickiej”.
Co więcej – wręcz opowiadał się po ich stronie, bo tak można interpretować jego stwierdzenie, że:
„tylko przemawianie z pozycji siły może opozycję doprowadzić do celu, jakim jest zmiana systemu politycznego w PRL”.
Mylił się w niektórych swych ocenach, ale nie sposób nie przypomnieć, że negocjacje Okrągłego Stołu zakończone porozumieniem doprowadziły – przynajmniej początkowo –raczej do ewolucji systemu, niż jego rewolucyjnych zmian. I mimo, że system polityczny Polski uległ zasadniczym zmianom przywódcy PRL odpowiedzialni m.in. za zbrodnie stanu wojennego na lata zapewnili sobie praktycznie bezkarność, a wielu ludzi władzy „miękkie lądowanie”.