Na początku kolejnego tygodnia stanu wojennego, w poniedziałek 7 czerwca 1982 r., jak co rano do szpitala przy ul. Banacha przyszli do pracy jego pracownicy, a studenci Akademii Medycznej – na zajęcia. Tego samego poranka na terenie placówki pojawili się także bezpośredni wykonawcy przygotowywanej od kilku dni przez MRKS akcji uwolnienia Jana Narożniaka – Jerzy Bogumił i Adam Borowski. Na zewnątrz stawili się Mirosław Radzikowski z samochodem Nysa pogotowia energetycznego oraz ubezpieczający całość Kazimierz Hinz w osobowym BMW – koledzy Borowskiego z Miejskiego Przedsiębiorstwa Robót Elektrycznych.
W dokumentacji chorobowej Jana Narożniaka krótko przed zabiegiem odnotowano:
„stan ogólny chorego dobry. Temperatura i tętno w normie. Dolegliwości nie zgłasza. Przewidziany do zmiany opatrunków […]”.
Wszystko było zatem na dobrej drodze...
Akcja grupy uderzeniowej MRKS
Po wejściu do szpitala i usadowieniu się w roli petentów do rejestracji w pobliżu windy transportowej członkowie grupy uderzeniowej MRKS spostrzegli kolegę przewożonego pod opieką medyczną i ubecką strażą na blok operacyjny. Wkrótce potem dr Andrzej Sankowski przeprowadził na bloku nieplanowany wcześniej w dziennym harmonogramie zabieg zmiany opatrunku Narożniaka.
MRKS-owcy przełożyli Narożniaka z łóżka szpitalnego na bardziej zwrotny wózek transportowy. Był on węższy od łóżka szpitalnego (70 cm) i długi na 220 cm, zapewniał dobry dostęp do pacjenta. Niebawem wraz z owym wózkiem i leżącym na nim uwalnianym pacjentem znaleźli się w windzie transportowej przy bloku operacyjnym.
Jerzy Bogumił i Adam Borowski starali się nie rzucać w oczy kręcącym się po szpitalu funkcjonariuszom, a po upływie szacunkowo wyliczonego czasu zabiegu weszli na blok operacyjny udając medyków. Tam w zapewniającej sterylność tzw. śluzie przebrali się w obowiązujące na bloku zielone fartuchy, po czym wyczekiwali na przeniesienie pacjenta po zabiegu do sali pooperacyjnej. Odpowiedni sygnał o tym otrzymali od współpracującego z nimi dr. Jerzego Siwca.
Kiedy wreszcie znaleźli się sam na sam z Janem Narożniakiem, zabrali łóżko z pacjentem do pobliskiej sali przygotowawczej. Tam nieoczekiwanie ktoś chciał wejść do pomieszczenia, ale Bogumił uprzejmie acz stanowczo przepraszając, zatrzasnął intruzowi drzwi przed nosem.
Teraz wreszcie MRKS-owcy przełożyli Narożniaka z łóżka szpitalnego na bardziej zwrotny wózek transportowy. Był on metalowy, szarej barwy, z materacem, węższy od łóżka szpitalnego (70 cm) i długi na 220 cm, zapewniał dobry dostęp do pacjenta. Niebawem wraz z owym wózkiem i leżącym na nim uwalnianym pacjentem znaleźli się w windzie transportowej przy bloku operacyjnym. Z czasem okazało się, że przemieszczając się do niej obok łącznika między blokami szpitala zostali zauważeni przez funkcjonariuszy, wypatrujących zagrożeń, ale i ostrożnych we wzniecaniu alarmu.
Już wewnątrz windy, pomiędzy piętrami, Bogumił i Borowski zrzucili zielone stroje z bloku operacyjnego i zamienili je na białe obowiązujące poza nim, po czym zwieźli wózek z Narożniakiem do podziemi. Stąd długim korytarzem stopniowo wychodzącym na poziom gruntu – tak jak i wcześniej starając się unikać przypadkowych spotkań z pracownikami szpitala – ruszyli w kierunku oddalonego o kilkaset metrów prosektorium. Teraz przykryty prześcieradłem Narożniak miał zacząć udawać nieboszczyka.
Starając się unikać przypadkowych spotkań z pracownikami szpitala, ruszyli w kierunku oddalonego o kilkaset metrów prosektorium. Przykryty prześcieradłem Narożniak miał udawać nieboszczyka. W okolicy prosektorium oczekiwała znajoma transportowa Nysa pogotowia energetycznego. Narożniaka przełożono do samochodu.
W okolicy prosektorium oczekiwała znajoma transportowa Nysa pogotowia energetycznego. Na znak dany przez Borowskiego przez drzwi samochód podjechał. Narożniaka przełożono do samochodu, a wózek pozostawiono przy drzwiach. Po drodze na parkingu przy szpitalu ekipa uwalniająca przesiadła się do ubezpieczającego akcję drugiego samochodu – BMW.
Rannego bez przeszkód zawieziono do jednej z willi na Żoliborzu, w której mieszkała działaczka MRKS Małgorzata Jastrzębska; czekała tam również zaangażowana w spisek dr Ewa Kunicka z „Solidarności” Służby Zdrowia. Przy przenoszeniu rannego uczestnikom akcji wydawało się, że całe okoliczne osiedle na nich patrzy. Okazało się jednak, iż obawy te nie miały pokrycia w rzeczywistości. Ludzie byli bowiem przyzwyczajeni do wożenia samochodami służbowymi różnych ładunków i osób. Takie to były czasy.
MO na tropie
Po ujawnieniu nieobecności Jana Narożniaka i wszczętym przez funkcjonariuszy alarmie w pierwszej kolejności sprawdzano blok operacyjny i jego najbliższe otoczenie. Potem przetrząśnięto oddział szpitalny, na którym leżał Narożniak, a następnie cały szpital i jego bezpośrednią okolicę. Przy prosektorium przeprowadzono z udziałem funkcjonariuszy Komendy Stołecznej MO m.in. oględziny wózka szpitalnego, którym wywieziono działacza „Solidarności”. Nie odkryto na nim jednak linii papilarnych. W toku śledztwa sięgnięto też po plany architektoniczne z rozkładami pomieszczeń szpitala. Analizowano historię choroby Jana Narożniaka.
Na miejscu szybko stawiła się słynąca w kręgu podziemia solidarnościowego z bezwzględności prokurator Wiesława Bardonowa. Zarządziła ona zatrzymania początkowo tylko pobieżnie przesłuchiwanego personelu szpitala. Śledczy z KS MO i MSW przesłuchiwali lekarzy, pielęgniarki i pielęgniarzy, pracowników technicznych. 8 czerwca wydano list gończy za Janem Narożniakiem.
Lekarze w szponach reżimu
Śledztwo prowadzono z rozmachem. Łącznie przesłuchano w charakterze świadków 82 osoby (w tym 18 lekarzy, 31 pielęgniarek i 5 pacjentów), a także przeprowadzono 12 oględzin. Zatrzymano bądź aresztowano nie mniej niż dziesięć osób – głównie pracowników szpitala oraz dwóch uczestników grupy równolegle do MRKS przygotowującej się do uwolnienia Narożniaka z Krzysztofem Łozińskim. W czerwcu internowano lekarza Leszka Kosińskiego i pielęgniarza Pawła Wadasa, których zwolniono w kolejnym miesiącu. Lekarza operującego, a następnie opatrującego rannego – Andrzeja Sankowskiego zatrzymano w dniu akcji po południu, a formalnie aresztowano 9 czerwca pomimo, iż nie przyznawał się do winy, a dowody w sprawie dopiero zaczęto zbierać. Chirurga osadzono najpierw w areszcie „na Mostowie”, a następnie w okrytym ponurą sławą areszcie śledczym przy ul. Rakowieckiej. Osadzonego nękano przesłuchaniami. Doktora Jerzego Siwca, autora planu uprowadzenia zrealizowanego przez MRKS, aresztowano z końcem czerwca 1982 r. 1 lipca wiceprokurator wojewódzki Anna Jackowska postawiła dr. Andrzejowi Sankowskiemu zarzuty inspirowania i kierowania ucieczką Narożniaka. Tego samego dnia prokurator aresztowała Jerzego Siwca podejrzewając go o podobne przewinienia. Po ponad miesiącu ze względu na pogarszający się stan zdrowia uchylono areszt tymczasowy wobec obydwu oskarżanych lekarzy. Medycy do pracy w szpitalu jednak już nie powrócili. Śledztwa przeciwko Janowi Narożniakowi, Jerzemu Siwcowi oraz Andrzejowi Sankowskiemu umorzono w lutym 1985 r. Inna zatrzymana w sprawie lekarka – Krystyna Kutyło-Kidawa po traumie pobytu w celi wyemigrowała do Szwecji.
Konsekwencje i finał historii
Opisywana akcja wywołała wielką konsternację władz, w szczególności osób odpowiedzialnych za ówczesne represje, w tym aresztowania. Doszło przy tym nawet do przerzucania się winą za umożliwienie ucieczki pomiędzy Prokuraturą Generalną a Ministerstwem Spraw Wewnętrznych. Prokuratorom zarzucano opieszałość działań, a Służbie Bezpieczeństwa niedostateczny nadzór nad Narożniakiem. Fiaskiem zakończyła się działalność dwóch kolejnych grup funkcjonariuszy KS MO powołanych specjalnie do poszukiwania Jana Narożniaka.
Na miejscu szybko stawiła się słynąca w kręgu podziemia solidarnościowego z bezwzględności prokurator Wiesława Bardonowa. Zarządziła zatrzymania początkowo tylko pobieżnie przesłuchiwanego personelu szpitala. Śledczy z KS MO i MSW przesłuchiwali lekarzy, pielęgniarki i pielęgniarzy, pracowników technicznych.
On sam podczas kuracji w willi na Żoliborzu zaczął samodzielnie chodzić. Po pewnym czasie, przebrany w sutannę pożyczoną od ks. Jerzego Popiełuszki, został przewieziony pod Warszawę do klasztoru zgromadzenia Sióstr Matki Bożej Miłosierdzia, gdzie dalej dochodził do zdrowia. Później znalazł się u znajomych na Ursynowie. Wreszcie, w związku z amnestią z 1983 r., pod koniec września tegoż roku ujawnił się, kończąc tym samym całą historię zapoczątkowaną postrzeleniem.
Akcja uwolnienia z rąk SB Jana Narożniaka spowodowała wybuch radości nie tylko w kręgu warszawskiej podziemnej „Solidarności”. Czyn ten rozsławił też organizację jego wykonawców – Międzyzakładowy Robotniczy Komitet „Solidarności”, który przez to stał się rozpoznawalny w całym kraju. Na łamach jego pisma „CDN-Głos Wolnego Robotnika” ukazał się najpierw w numerze 2. komunikat o akcji zapewniający o sprawnym i bezpiecznym jej przebiegu. Następnie w 5. opublikowano wywiad z samym Narożniakiem, który z uznaniem wyrażał się o operacji swego uwolnienia. Jej niezwykłość przyczyniła się do nasilonego okresowego napływu składek do MRKS na działalność podziemną, co też było bardzo wymiernym sposobem wyrażenia poparcia dla tak spektakularnego jego działania.
To wszystko pokazywało, że pomimo represji „Solidarność” nie tylko działa, ale też jest w stanie podejmować odważne akcje i tym samym „zagrać na nosie” bezpiece, a nawet do pewnego stopnia, choćby poprzez skompromitowanie wysiłków milicji, swoiście odpłacić za represje spotykające związkowców w tamtym czasie. Także i to było elementem ówczesnych motywacji skłaniających wielu ludzi „Solidarności” do podejmowania nierównej walki z władzami PRL o związek i symbolizowane przez niego wartości.
***
Warto podkreślić, że wśród wykonawców tej akcji żywe były wzorce niepodległościowego podziemia harcerskiego – Szarych Szeregów – z okresu okupacji II wojny światowej, a wśród nich uwolnienie przez Grupy Szturmowe z rąk gestapo podharcmistrza Janka Bytnara w 1943 r.
Skojarzenia z tym ostatnim wydarzeniem były również obecne, gdy w schyłkowym okresie PRL, w mrocznym czasie stanu wojennego, decydowano się na przeprowadzenie tej wyjątkowej i jednej z najbardziej spektakularnych akcji „Solidarności” lat osiemdziesiątych, jaką było uwolnienie Jana Narożniaka.
To również dzięki tej akcji oba pokolenia konspiracji – i to II wojny światowej, i to wojny polsko-jaruzelskiej – mogły wspólnie po roku 1989 oglądać odzyskiwanie przez Polskę niepodległości.