Ambitne zamierzenia stojącego na czele niepodległościowych socjalistów Józefa Piłsudskiego zbiegły się z sytuacją międzynarodową.
Od lutego 1904 r. Imperium Romanowów było zaangażowane w wojnę z Japonią i w obliczu coraz trudniejszej sytuacji zarządzono mobilizację również na terenie Królestwa Polskiego.
Od lutego 1904 r. Imperium Romanowów było bowiem zaangażowane w wojnę z Japonią i w obliczu coraz trudniejszej sytuacji na froncie zarządzono mobilizację również na terenie Królestwa Polskiego. Spotkało się to z ostrym sprzeciwem PPS – jej kierownictwo postanowiło zorganizować na ulicach Warszawy manifestację, która w razie potrzeby miała przybrać formę zbrojnego wystąpienia.
Nie wolno gnuśnieć w martwej pokorze
Rozpoczęto przygotowania, partia wydawała mobilizujące ulotki, a do stolicy dostarczono broń. Za całość akcji odpowiadał Józef Kwiatek. Jak wspominał jeden z uczestników:
„12 listopada na zebraniach bojówek, które odbywały się w danej dzielnicy, otrzymaliśmy 50 rewolwerów różnego kalibru, lecz niektórzy członkowie drużyn posiadali poza tym swoją broń”.
Wreszcie wyznaczono termin – demonstracja miała odbyć się w południe 13 listopada na Placu Grzybowskim w Warszawie. PPS wystosowała odezwę Do Towarzyszów i Obywateli w Warszawie!, w której wzywano do protestu przeciwko mobilizacji. Socjaliści zauważali, że w takim momencie „nie wolno gnuśnieć w martwej pokorze”. Apelowali też:
„Carat gnębi wiele ludów na równi z nami. Niechże Polska, stuletnia buntownica, przemówi za wszystkie. Niech w tej Polsce Warszawa, świadomy lud pracujący Warszawy, dobędzie z swych piersi, wezbranych oburzeniem i żądzą zemsty, potężny, zwiastujący wolność a straszny wrogom, okrzyk protestu, który oby się odbił donośnym echem w całym świecie! Precz z hańbą! Precz z caratem!”.
PPS – Precz z wojną i caratem!
W dzień manifestacji na Placu Grzybowskim od rana gromadziły się tłumy ludzi. Oprócz robotników widoczni byli także studenci oraz młodzi inteligenci. Demonstracja była jawna i zwoływana od kilku dni, toteż teren wokół placu został silnie obstawiony rosyjskimi siłami porządkowymi. Zmierzający na plac mieli jednak wygodną wymówkę: zgodnie twierdzili, że udają się na mszę świętą w znajdującym się tam kościele pw. Wszystkich Świętych. Tłum gęstniał i nie reagował na wezwania policji do rozejścia się. Wszyscy w napięciu oczekiwali na rozwój wydarzeń.
W dzień manifestacji na Placu Grzybowskim od rana gromadziły się tłumy ludzi. Oprócz robotników widoczni byli także studenci oraz młodzi inteligenci.
Uzbrojeni w rewolwery „bojowcy” (wśród nich między innymi Stefan Okrzeja) oczekiwali u wejścia do kościoła. Około godziny 13, gdy po nabożeństwie ludzie zaczęli opuszczać świątynię, podeszła do nich siostra Okrzei, która przemyciła sztandar PPS.
W tym momencie rozwinięto czerwone płótno z napisem: „PPS Precz z wojną i caratem! Niech żyje wolny, polski lud!”, zaintonowano Warszawiankę i uformowano pochód. Zrobiło to spore wrażenie na zgromadzonych, jednak manifestującym drogę szybko zastąpiła policja. Jej funkcjonariusze zaczęli przedzierać się w stronę sztandaru. Kiedy usiłowali go wyrwać – Polacy odpowiedzieli ogniem.
Takiej demonstracji od r. 1863 nie było…
Przyzwyczajeni do bezkarności Rosjanie na moment zamarli i rzucili się do ucieczki. Wywiązała się dość chaotyczna strzelanina, jednak socjaliści nie mieli szans z dobrze uzbrojonymi żandarmami oraz wojskiem. Ci szybko opanowali sytuację, strzelając do tłumu oraz używając kawalerii do rozprawy z robotnikami. „Bojowcy” zdołali się jednak wycofać i obronić sztandar.
Mimo szybkiej pacyfikacji na Placu Grzybowskim, jeszcze do wieczora na ulicach Warszawy było niespokojnie. Wedle informacji prasowych po obu stronach zginęło 6 osób, 27 odniosło rany, a kilkuset ludzi aresztowano.
Demonstracja przyniosła więc krwawe żniwo, ale efekt psychologiczny, o jaki również chodziło PPS, został na pewno osiągnięty.
Walery Sławek po latach wspominał widok uciekających żandarmów i przełamanie bariery strachu, dzięki czemu w kolejnych latach miała zasłynąć Organizacja Bojowa. Dodajmy też, że była to pierwsza od czasu upadku powstania styczniowego próba zbrojnego przeciwstawienia się zaborcy.
Na łamach ukazującej się w Krakowie gazety „Naprzód” informowano, że:
„sztandaru nie oddano, o czym z dumą mówią towarzysze. Wrażenie w całej Warszawie niesłychane. Takiej demonstracji od r. 1863 nie było, to zdanie ogółu”.
Socjaliści mieli więc powody do zadowolenia, zwłaszcza że manifestację zauważono nawet w światowej prasie.
Dziś Plac Grzybowski nie przypomina miejsca sprzed stulecia, gdzie odbył się chrzest bojowy zbrojnego ramienia PPS. Wciąż stoi tam jednak niemy świadek tamtych wydarzeń – kościół Wszystkich Świętych, gdzie schroniła się duża część manifestantów.
Wskazywano głównie na bezcelowość tego rodzaju akcji, które nie były w stanie zmienić polityki caratu, a stanowić miały jedynie pretekst do dalszych represji. Zarzucano też, że PPS nie liczy się z konsekwencjami.
Co ciekawe, jeszcze ostrzejsze ataki przypuszczała inna partia – nastawiona rewolucyjnie Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy, której czołową działaczką była Róża Luksemburg. Zarząd Główny SDKPiL wystosował nawet odezwę pt. Jak nie należy urządzać demonstracji. Wzbudzało to z kolei namiętną polemikę ze strony niepodległościowych socjalistów.
Kajdany swymi targnął warszawski roboczy lud
Niezależnie od ówczesnych sporów demonstracja z pewnością stała się symbolem walki z caratem i polskich dążeń do odzyskania niepodległości. Już w pierwszą jej rocznicę socjaliści podkreślali wagę protestu. W specjalnej odezwie zauważano bowiem, że:
„w dniu 13 listopada, przed rokiem, w ciemności pogrążony i przydławiony batogiem, kajdany swymi targnął po raz pierwszy warszawski roboczy lud. Krwią swoją za to zapłacił, ale i krwi wroga utoczył na bruk ulicy”.
Wówczas nie przyniosło to, i nie mogło przynieść, upragnionego efektu. Stanowiło jednak ważną lekcję oraz punkt odniesienia dla kolejnych starań. W 1904 r. niewielu pewnie przypuszczało, że za kilkanaście lat Polska rzeczywiście się odrodzi.
Dziś Plac Grzybowski z nowoczesną zabudową nie przypomina miejsca sprzed ponad stulecia, gdzie odbył się chrzest bojowy zbrojnego ramienia PPS. Wciąż stoi tam jednak niemy świadek tamtych wydarzeń – kościół pw. Wszystkich Świętych, gdzie schroniła się duża część manifestantów. Stoi tam również niewielki (przywrócony w 1992 r.) pomnik. Będąc w tym miejscu w Warszawie warto na chwilę się zatrzymać i wspomnieć ludzi, którzy mieli odwagę rzucić rękawicę potężnemu Imperium Rosyjskiemu.