Ona sama niechętnie opowiadała o swoich ówczesnych przeżyciach i nigdy nie chciała do nich wracać. Uważała, że kolejne pokolenia nie będą w stanie zrozumieć tego, przez co musiała przejść.
Wygrywała liczne konkursy recytatorskie i współpracowała z Polskim Radiem. Do wybuchu II wojny światowej występowała w teatrach warszawskich podbijając serca publiczności.
Urodziła się 17 września 1912 r. w Warszawie jako czwarte dziecko państwa Kwiatkowskich. Była absolwentką IX Liceum im. Klementyny Hoffmanowej.
W 1932 r. zdała egzamin na studia na Wydziale Aktorskim Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej, a ukończyła je w 1935 r. Wygrywała liczne konkursy recytatorskie i współpracowała z Polskim Radiem. Do wybuchu II wojny światowej występowała w teatrach warszawskich podbijając serca publiczności.
Życie z dnia na dzień
Gdy we wrześniu 1939 r. Niemcy zaatakowały Polskę, Kwiatkowska nie pozostała bezczynna.
Podczas okupacji nie wróciła do aktorstwa. Nie chciała pracować w teatrach nadzorowanych przez okupanta. Zatrudniła się w Radzie Głównej Opiekuńczej.
W reakcji na apel prezydenta m. st. Warszawy Stefana Starzyńskiego zgłosiła się jako ochotniczka w gmachu Poczty Głównej na pl. Napoleona.
Przydzielono ją do prac pomocniczych w Polskim Czerwonym Krzyżu. Wspominała: „Moja wojna we wrześniu to był punkt sanitarny”.
Mimo wszystko czuła, że wojna zniszczyła wszystko, co do tej pory osiągnęła. W swoim pamiętniku zapisała:
„Wszystko zamknięte – teatry nie wiem na jak długo, jako że popalone i zburzone. […] Nie ma Warszawy – nie ma życia. Jest wegetacja – życie z dnia na dzień i walka o pożywienie”.
Podczas okupacji Kwiatkowska nie wróciła do aktorstwa.
Dołączyła do „brygady teatralnej” zorganizowanej przez Leona Schillera. Oddział stale się przemieszczał, często działał w najbardziej niebezpiecznych rejonach. Razem z Mirą Zimińską, Mieczysławem Foggiem i innymi artystami występowała w szpitalach, w piwnicach, na podwórkach i kwaterach powstańczych.
Nie chciała pracować w teatrach nadzorowanych przez okupanta. Zatrudniła się w Radzie Głównej Opiekuńczej (RGO).
Do jej obowiązków należała dystrybucja żywności, ubrań oraz najpotrzebniejszych środków higieny osobistej. Poza tym gotowała zupy dla najbiedniejszych warszawiaków i aktorów oraz obsługiwała kasę. To ostatnie nie szło jej najlepiej – stale się myliła i robiła manko.
Na życie zarabiała jako kosmetyczka i kelnerka. Przed wybuchem Powstania mieszkała na ul. Kruczej u pani Krauze.
Ja, jak to ja…
W czasie Powstania Irenę Kwiatkowską przydzielono do VI Oddziału KG AK (Biuro Informacji i Propagandy) oraz do Grupy „Północ”, do pocztu dowódcy oddziału Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa (PKB) „Barry”. Podlegała bezpośrednio Włodzimierzowi Kozakiewiczowi „Barry’emu”, a na Starówce pełniła funkcję jego łączniczki.
O Powstaniu opowiadała rzadko. Na Krakowskim Przedmieściu tuż przed nią przefrunął szrapnel:
„Myślałam, że to koniec. Przeleciał. Uznałam to za znak od Boga. Ostrzeżenie. Musiałam uważać, ale ja, jak to ja”.
Innym razem biegła z meldunkiem:
„Kazali dostarczyć – rozkaz to rozkaz, ale przy tym trzeba myśleć, a ja poleciałam na pamięć. Otworzyłam drzwi, tak jak ostatnio… tam ciemno od hitlerowskich mundurów. Nawet mi w oczach nie zdążyło pociemnieć, tak pryskałam. Zatrzasnęłam drzwi i w nogi. Coś tam załomotało za tymi drzwiami, ale udało mi się uciec”.
W „brygadzie teatralnej”
Podczas Powstania służyła nie tylko jako łączniczka. Dołączyła do „brygady teatralnej” zorganizowanej przez Leona Schillera.
Oddział teatralny AK stale się przemieszczał, często działał w najbardziej niebezpiecznych rejonach. Razem z Mirą Zimińską, Mieczysławem Foggiem i innymi artystami występowała w powstańczych szpitalach, w piwnicach, na podwórkach i kwaterach powstańczych. Spektakle najczęściej odbywały się wieczorami. W ten sposób starano się podtrzymać rannych na duchu, oderwać ich myśli od otaczającej rzeczywistości. „Katarzyna” brała udział w koncercie na Starym Mieście zorganizowanym dla ofiar wybuchu transportera min, który eksplodował 13 sierpnia na rogu ulic Kilińskiego i Podwala. Opowiadała:
„Tylu ludzi tam rozerwało! A my musieliśmy dla tych, co żyli, co byli ranni, występować. Chodziło się od punktu sanitarnego do jakiegoś szpitala w podziemiach. Trasy były wyznaczone, pod ostrzałem biegaliśmy, bo na dachach siedzieli snajperzy. […] Najbezpieczniejsze miejsce – pod tym murem, nad którym siedział snajper. Pionowo w dół celować było mu raczej niewygodnie. Ale jak przelecieć? To było kolosalne ryzyko. […] Pamiętam taki punkt sanitarny koło Hali Mirowskiej. […] I tam leżał ranny kolega, Ziembiński. Zbyszek. Leżał z innymi, a ja mówiłam: Rach, ciach, ciach, ciach, ciach po desce… [Kazimierza] Laskowskiego wiersz…
Zalecał się Grześ Teresce!
A że chłop był od «Kalisa»,
Buty ze psa, capka z lisa!
Capka z lisa, łeb kudłaty,
Na gardzielu salik w kraty!
Żupan na nim na pętlice […]
Rym, tam …rękawice… No i ja z tym i z innymi produkcjami latałam. Kolegów, koleżanki spotykałam w tych szpitalach. Na noszach, bez nóg, czasami cali w bandażach. Rozpoznać nie mogłam. Wielu już nigdy nie spotkałam. A ja – cała”.
Z woreczkiem na plecach
Kapitulacja Powstania, tak jak dla innych powstańców, była dla niej niezwykle trudnym przeżyciem. Wszystko, całe dotychczasowe życie musiała zostawić w ruinach Warszawy. Z miasta wyszła jedynie z woreczkiem na plecach uszytym z płótna.
„Taki jak dzieci nosiły na plecach. Tak szłam do Pruszkowa. Z jednej strony Niemcy. Z drugiej. Taki szpaler. A wzdłuż drogi rów i… wolność… […] Kartofle, chłopi z motykami chodzą. W Eroice jest taka scena z Dudkiem – świetna. Tak to wyglądało, tak szliśmy. Ale ja postanowiłam szmyrgnąć. Tylko jak? Kiedy? Tutaj ci gestapowcy pilnują, tu rów, a takim skoczkiem znowu to ja nie byłam. Udało się. Znalazłam chwilkę, nikt nie patrzył. I ja biegiem do takiego chłopa: «Pan da mi tę motykę!» Dał. Woreczek na plecach, motyka na ramieniu. Idę obok niego. Z tyłu raptem jakieś zamieszanie. A ten chłop do mnie: «Niech się pani nie odwraca». Ja na to: «Niech się pan nie martwi»”.
Od kolumny odłączyła się na wysokości Ożarowa Mazowieckiego.
Zdołała przedostać się do Krakowa i ukryć się pośród innych uchodźców.
„Dotarłam tam po wielu perypetiach. Tak jak z tymi polami, po których paradowałam z tą motyką na ramieniu – nie wierzyłam, że przyroda zrobiła swoje – to teraz z niedowierzaniem patrzyłam na stojące domy, sklepy… w ogóle miasto”.
Później załadowano ją do wagonu pociągu jadącego do Oświęcimia. Wtedy myślała o najgorszym. Jednak skład zatrzymał się w okolicach Prądnika.
I zdarzył się cud…
„Oświęcim nie przyjmował nowych transportów. Nie było już miejsca w piecach. I zdarzył się cud – wypuścili nas z tych wagonów. Dobrnęłam do jakiejś chałupy i tam przetrwałam”.
W pobliżu Makowa Podhalańskiego ukrywała się przed żołnierzami Armii Czerwonej:
„było piekło, kanonada, pożary […] W takich chwilach człowiek wie, że nic nie znaczy”.
W jednej z chałup niewiele brakowało, aby ją aresztowano. Przez to, że znajdowały się tam niemieckie gazety, uznano ją za niemieckiego szpiega.
„Wolałam nie czekać. Te gazety wsunęłam w kalosze, żeby grzały, mało kto wie teraz, jak papier chroni od wiatru i zimna…”.
W końcu udało jej się wrócić do Warszawy, która przypominała jej przede wszystkim cmentarz.
„Mieszkałam u przyjaciółki na Brackiej, róg Żurawiej, która miała taki maleńki pokoik… właściwie część jakiegoś normalnego przedwojennego pokoju wydzieloną dla siebie. Wtedy w Warszawie to i tak był luksus. […] Jak przyszłam do niej po raz pierwszy, to powiedziała: «Ja chętnie, ale gdzie ty się tutaj podziejesz? Drugie łóżko nie stanie. Jest stolik, tylko pod nim». Odpowiedziałam: «Dobrze, będę miała własny dach»”.
***
Wróciła do gry aktorskiej. Występowała w wielu teatrach, kabaretach, serialach. Zmarła 3 marca 2011 r. w Skolimowie pod Warszawą. Pochowano ją na Powązkach, obok męża Bolesława Kielskiego.