Po zakończeniu II wojny światowej komuniści, aby umocnić swoją pozycję i przygotować się do przejęcia władzy w Polsce chcieli jak najbardziej odsunąć w czasie termin zagwarantowanych w Jałcie „wolnych i nieskrępowanych” wyborów. Przeprowadzono więc referendum, w którym społeczeństwo miało się wypowiedzieć w następujących kwestiach:
1. „Czy jesteś za zniesieniem Senatu?
2. „Czy chcesz utrwalenia w przyszłej konstytucji ustroju gospodarczego wprowadzonego przez reformę rolną i unarodowienie podstawowych gałęzi gospodarki narodowej z zachowaniem podstawowych uprawnień inicjatywy prywatnej?
3. Czy chcesz utrwalenia zachodnich granic na Bałtyku, Odrze i Nysie Łużyckiej?”
Pytania zostały celowo tak sformułowane, aby na każde z nich padała odpowiedź twierdząca. Partie tzw. Bloku Demokratycznego, czyli PPR, PPS, SL i SD, rozpoczęły szeroką akcję propagandową, agitując do głosowania trzy razy „tak”. Pozostałości tej akcji w postaci napisów „3 x TAK” widoczne są w Kielcach do chwili obecnej!
Gdy Pawlina wszedł za zasłonę, tuż nad stolikiem zauważył napis „tylko zdrajcy głosują «nie»”. Kiedy zapytał Marońskiego, co to oznacza, otrzymał cios w szyję i został wyrzucony za drzwi. Żona Pawliny zaczęła krzyczeć i również została wyprowadzona.
Przywódcy PSL uważali jednak, że odpowiedź „tak” na wszystkie pytania mogłaby zostać odebrana jako wyraz poparcia dla poczynań ówczesnego rządu. Apelowali więc o odpowiedź „nie” na pierwsze pytanie i „tak” na dwa kolejne.
Głosowanie 30 czerwca 1946 r.
„Kto ma czyste sumienie nie idzie za parawan”, wielokrotnie powtarzał Stanisław Maroński, członek PPR, który pełnił funkcję przewodniczącego obwodowej komisji wyborczej nr 2 w Busku–Zdroju (woj. kieleckie). Słowa te usłyszał także Władysław Pawlina, prezes Zarządu Powiatowego PSL w Stopnicy, gdy 30 czerwca wraz z żoną chciał oddać swój głos w referendum. Ludowiec zwrócił przewodniczącemu uwagę, że zgodnie z prawem w lokalu wyborczym nie wolno prowadzić agitacji. Gdy Pawlina wszedł za zasłonę, tuż nad stolikiem zauważył napis „tylko zdrajcy głosują «nie»”. Kiedy zapytał Marońskiego, co to oznacza, otrzymał cios w szyję i został wyrzucony za drzwi. Żona Pawliny zaczęła krzyczeć i również została wyprowadzona.
W oficjalnym protokole obwodowej komisji wyborczej, spisanym tuż po zdarzeniu, znalazła się informacja, że członek PSL Władysław Pawlina po przybyciu do lokalu zarzucił przewodniczącemu, że prowadzi agitację, a następnie zdjął jedno z wiszących haseł, krzycząc, że jest to uprawianie propagandy w lokalu wyborczym. Wobec tego Maroński „zareagował na prowokatora wypraszając go energicznie z lokalu wyborczego”. Protokół ten przekazano do PUBP z dopiskiem „przytrzymać do wyjaśnienia ob[ywatela] Pawlinę Władysława”.
Tego samego dnia ludowiec został aresztowany i dopiero po kilku dniach zwolniony, nie postawiono mu żadnych zarzutów. W protokole dotyczącym tego zdarzenia, ale spisanym kilka tygodni po referendum, znalazła się inna wersja wydarzeń. Wynikało z niej, że Pawlina po otrzymaniu kartki wyborczej zaczął się „prowokacyjnie zachowywać”, zaś
„przewodniczący spokojnie tłumaczył ob[ywatelowi] Pawlinie żeby nie wstrzymywał obywateli, którzy czekają w kolejce do spełnienia obowiązku głosowania, na co ob[ywatel] Pawlina demonstracyjnie przystąpił do zrywania haseł i afiszy, jakimi udekorowany był lokal. Przewodniczący ob. Maroński Stanisław nie pozwolił demolować lokalu i wyprosił bez użycia siły ob.[ywatela] Pawlinę wraz z żoną…”.
Winny był więc działacz PSL!
Jeden z głosujących zeznał, że na stoliku za zasłoną nie było nic do pisania i nie można było wypełnić karty, a przewodniczący wołał kobiety po nazwisku i nakazywał, aby wrzucały do urny czyste karty.
Prowadzenie agitacji oraz nakłanianie do oddawania czystych kartek, co miało oznaczać odpowiedź „tak” na wszystkie pytania, potwierdziło wiele osób. Jeden z głosujących zeznał, że na stoliku za zasłoną nie było nic do pisania i nie można było wypełnić karty, a przewodniczący wołał kobiety po nazwisku i nakazywał, aby wrzucały do urny czyste karty. Gdy ktoś wchodził za zasłonę Maroński, krzyczał „proszę nie układać tam poezji!”.
Kilka miesięcy później funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa przeprowadzili rewizję w zarządzie powiatowym PSL w Busku i zabrali stamtąd wszystkie komunikaty PSL, a także inne dokumenty organizacyjne partii. Przeprowadzili też rewizję u prezesa Pawliny, którego znów zatrzymano „prewencyjnie”. Ludowiec był nękany przez bardzo długi czas.
Fałszowanie
Wyniki referendum z 30 czerwca 1946 r. zostały sfałszowane. Ciekawe są zeznania złożone przez należącego do PSL Jana Kowalika z powiatu stopnickiego (woj. kieleckie), który był członkiem jednej z komisji głosowania ludowego. Opisał on jak wyglądało zebranie z przedstawicielem starostwa powiatowego, które odbywało się dzień przed referendum. Człowiek ten instruował członków komisji, że powinni nakłaniać głosujących do oddawania czystych kartek, oraz do tego, aby jak najmniej osób korzystało z zasłony. W czasie referendum członkowie tamtejszej komisji (głównie należący do PPR) postępowali zgodnie z tym poleceniem. Przynosiło to efekty szczególnie w stosunku do osób starszych, które nie do końca wiedziały, jakie przysługują im prawa. Kowalik wielokrotnie mówił, że nie wolno w lokalu wyborczym prowadzić agitacji, wobec czego zagrożono mu aresztowaniem. Już w trakcie głosowania sugerowano mu, aby poszedł do domu, on jednak się nie zgadzał. Po zakończeniu referendum przewodniczący komisji oświadczył, że Kowalik został zwolniony z obowiązków i na jego miejsce do liczenia głosów powołano działacza PPR. Nie pomogły protesty i groźba ogłoszenia, że referendum zostało sfałszowane. Przy liczeniu głosów nie było żadnego przedstawiciela PSL. Taka sytuacja powtarzała się w komisjach wyborczych na terenie całego kraju.
Dane zebrane przez ludowców z powiatu sandomierskiego również zawierają wiele informacji na temat dokonanych fałszerstw. Członkom PSL udało się uzyskać zeznania od należącego do PPR przewodniczącego jednej z komisji obwodowej, który powiedział, że przed referendum dostał polecenie, aby namawiać ludzi do oddawania czystych kartek. Miał też odnotować ile osób nie wzięło udziału w referendum, po czym zaznaczyć, że oni głosowali i podłożyć odpowiednią liczbę niewypełnionych druków. Dodatkowo w trakcie liczenia głosów, karty z odpowiedziami „nie” miały być usuwane i zastępowane czystymi formularzami. Po zakończeniu tych czynności jedna osoba notowała, ile kart zostało w ten sposób podmienionych. Każdy przewodniczący za „przerobienie” 100 głosów z „nie” na „tak” miał otrzymywać wynagrodzenie w wysokości 1000 złotych.
W trakcie liczenia głosów, karty z odpowiedziami „nie” miały być usuwane i zastępowane czystymi formularzami. Po zakończeniu tych czynności jedna osoba notowała, ile kart zostało w ten sposób podmienionych. Każdy przewodniczący za „przerobienie” 100 głosów z „nie” na „tak” miał otrzymywać wynagrodzenie w wysokości 1000 złotych.
Wyniki głosowania
Oficjalne wyniki głosowania ludowego były zgodne z oczekiwaniami komunistów, ale nie miały wiele wspólnego z prawdą. W skali kraju wyglądały one następująco: frekwencja wynosić miała aż 90,1%. Na pierwsze pytanie odpowiedzi „tak” rzekomo udzieliło ponad 68% głosujących, na drugie pytanie 77%, zaś na trzecie ponad 91% wyborców. Prawdziwe wyniki referendum, były zupełnie odwrotne. Na pierwsze pytanie „tak” głosowało bowiem tylko 25% wyborców, na drugie 44%, a na trzecie około 68%.
Ludowcy zbierali informacje na temat nadużyć i prawdziwych wyników głosowania. Stanisław Mikołajczyk wystosował obszerny memoriał, który złożył na ręce ambasadorów USA i Wielkiej Brytanii. Opisane w nim zostały dokonane fałszerstwa. Prezes PSL zażądał unieważnienia referendum. Nie wywołało to jednak znaczącej reakcji ani w kraju, ani zagranicą. Wszyscy wiedzieli, że było to oszustwo, ale nikt nie zareagował. Referendum było swoistym sprawdzianem przed wyborami, które komuniści także zamierzali sfałszować.