Szacuje się, że po zakończeniu wojny mogło tam pozostać ok. 1 tys. osób, większość w dzisiejszej RPA. Pewna liczba naszych rodaków dotarła do Rodezji także jeszcze kilka lat po zakończeniu wojny, ponieważ rząd brytyjski umożliwiał emigrację do kolonii i pomagał w niej. Także polskie środowiska emigracyjne starały się pomóc byłym żołnierzom i emigrantom w znalezieniu „miejsca na ziemi”, wydając broszury informacyjne o krajach, do których można emigrować.
Obrońcy kraju
Polacy jako mieszkańcy i obywatele Rodezji byli zobowiązani do służby w armii lub w jednostkach policji. Zapewne przez dwadzieścia lat – do momentu ogłoszenia niepodległości przez rząd premiera Iana Smitha w roku 1965 – przez formacje bezpieczeństwa przeszło wielu naszych rodaków. Na podstawie prasy, książek, materiałów internetowych udało się ustalić pewną liczbę polskich nazwisk, a w niektórych przypadkach określić formację, w której służyli.
Generał Emil Metel podczas wojny domowej służył w oddziałach rezerwy i brał udział w tworzeniu formacji Grey Scouts. Po zakończeniu wojny przeniósł się do Matabelelandu, gdzie pracował przy hodowli koni.
Najwięcej informacji jest o generale Emilu Mentelu, żołnierzu września 1939, który walczył później w Brygadzie Karpackiej. Po wojnie i ukończeniu studiów w Edynburgu wyjechał do ówczesnej Rodezji Południowej. Ożenił się tam z córką byłego polskiego konsula w Rodezji Ewą Zientkiewicz, dorobił się także dużej farmy. Podczas wojny domowej służył w oddziałach rezerwy i brał udział w tworzeniu formacji Grey Scouts. Po zakończeniu wojny, gdy jego farmę przekazano na szkołę, Emil Mentel przeniósł się do Matabelelandu, gdzie pracował przy hodowli koni. Po śmierci żony wyjechał do USA i tu zmarł w 2019 r.
Innym z powojennych emigrantów, którzy przybyli do Rodezji Południowej na początku lat pięćdziesiątych XX w., był George Godwin, który wcześniej nazywał się Kazimierz Jerzy Goldfarb. Był Polakiem pochodzenia żydowskiego, ojcem znanego dziennikarza i publicysty Petera Godwina. Kazimierz J. Goldfarb w czerwcu 1939 r. został wysłany przez ojca do Anglii, na letni kurs języka angielskiego. Po wybuchu wojny, wstąpił do Polskich Sił Zbrojnych i trafił do 1. Dywizji Pancernej. Walczył pod Falaise, Bredą i nad Mozą.
Valdemar Stephen Kluźniak sierżant rodezyjskiego Special Air Service (SAS), nie był Rodezyjczykiem. Trafił do rodezyjskiej armii jako ochotnik. Był obywatelem Wielkiej Brytanii i doświadczonym żołnierzem.
Zanim dywizja ruszyła na północ Niemiec, wysłano go na kurs oficerski. Po wojnie studiował na Uniwersytecie Londyńskim, zmienił najpierw imię, następnie ożenił się i przyjął jedno z imion żony jako nowe nazwisko (Godwin). Po ukończeniu studiów, wyjechał do Niasy (dziś Malawi). Afryka tak mu się spodobała, że sprowadził żonę i załatwił jej pracę w Ministerstwie Zdrowia Rodezji Południowej. Podczas wojny rodezyjskiej służył w rezerwach policji.
Kolejnym Polakiem z pochodzenia jest Valdemar Stephen Kluźniak. Był sierżantem rodezyjskiego Special Air Service – SAS, lecz nie był Rodezyjczykiem. Kluźniak trafił do rodezyjskiej armii jako ochotnik. Był obywatelem Wielkiej Brytanii i doświadczonym żołnierzem, który służył wcześniej w Royal Marines.
Skala represji i szykan ze strony nowych władz, przyzwolenie na zabieranie siłą ziemi, brak reakcji na mordowanie białych obywateli, sprawiły, że Polonii w Zimbabwe już praktycznie nie ma.
Wsławił się wraz z Peterem McAleese podczas operacji Dingo w Mozambiku, ratując kolegów. W tej samej formacji służyli także: szer. Emil Lotringer, syn Ludwika byłego oficera Pułku Ułanów Karpackich (zginął w Mozambiku 31 października 1976 r.), szer. Franek Raciborski, szer. S. Burczak, szer. Mike Skorupski, szer. M. Ziencik. W Rodezyjskiej Piechocie Lekkiej (Rhodesian Light Infantry – RLI) służyli: sierż. Rudi Krusberski, kapral Mike Orylski i H.J. Orylski. Polakiem z pochodzenia był sierż. Eddie Kaschula i sierż. Bruce Antonowitz. Kolejny nasz rodak Fryderyk Marcin Kaschula (być może krewny wymienionego wyżej sierżanta RLI) służył w Rhodesia Regiment i zginął 15 września 1976 r. W tej samej formacji służył J.M. Santowski. Inny Polak, Jerzy Tadeusz Stec, zmarł na atak serca podczas akcji w Mukumbura 16 lipca 1974 r., 44 letni Stec był rezerwistą British South Africa Police – BSAP.
Docenieni za służbę i walkę
Polacy byli również odznaczani za służbę i walkę. Wśród nich należy wymienić: rezerwistę BSAP Tadeusza Stojeckiego, odznaczonego The Meritorious Conduct Medal, starszego oficera rejonowego BSAP M.J. Shalowskiego nagrodzonego pośmiertnie Meritorious Service Medal, sierżanta BSAP Zawadę odznaczonego Police Long Service Medal, czy rezerwistów BSAP: W. Slawskiego, Adama Perepeczko, B.J. Adelskiego i J. Matyszaka nagrodzonych tym samym odznaczeniem.
Wśród funkcjonariuszy BSAP był także Larry K. Wielopolski, inspektor, który rozpoczął swoją służbę w październiku 1962 r., a zakończył już w Zimbabwe 5 maja 1981 r. W periodyku BSAP „The Outpost”, pojawia się także BSAP Section Officer T. Pytlik, wymieniony przy okazji urodzin córki.
Niektórzy z Rodezyjczyków polskiego pochodzenia brali udział w zawodach sportowych i dzięki temu zachowały się ich nazwiska w periodykach. W składzie drużyny piłki wodnej BSAP w 1979 r. był Ken Sentoski. Wśród autorów zdjęć w wymienionym periodyku jest także Section Officer Charlie Perepeczko. W 18 kursie pilotów rodezyjskich sił powietrznych od 2 kwietnia 1964 do 1 lipca 1965 r. uczestniczył A.Z.S. Barski, a w 31 kursie pilotów w dniach 1 lutego 1977 do 25 sierpnia 1978 r. brał udział C.C. Gregorowski.
Ostatnią osobą, którą bezwzględnie należy wymienić, jest Maria Horodyszcz. Do Rodezji trafiła przez Persję, Irak, Egipt i Włochy. Była podporucznikiem Wojska Polskiego. W 1947 r. wraz z ocalałą siostrą trafiła do Anglii. W 1949 r. Maria wyemigrowała do Południowej Rodezji. 1 listopada 1961 r. wstąpiła do RLI jako bibliotekarka. 11 listopada 1976 r. została odznaczona Meritorious Service Medal dla cywili, niestety nie wiadomo jakie były jej dalsze losy .
***
Poza Polakami służącymi w armii czy policji rodezyjskiej, podczas wojny zginęło wielu innych naszych rodaków, właścicieli farm, warsztatów, handlowców, którzy bronili swojego dorobku życia. Ci, którzy przetrwali, nie mieszkają już w dzisiejszym Zimbabwe. Skala represji i szykan ze strony nowych władz, przyzwolenie na zabieranie siłą ziemi białych farmerów przez weteranów partyzantki komunistycznej, brak reakcji na mordowanie białych obywateli, sprawiły, że Polonii w Zimbabwe już praktycznie nie ma. Większość naszych rodaków rozjechała się po świecie.
Pełna wersja tekstu ukazała się w piśmie naukowym „Pamięć i Sprawiedliwość” 2(34)/2019